W mojej internetowej bańce jest obecny temat myślistwa. W szczególności jest też obecna jego krytyka tegoż. Częściowo krytyka jest uzasadniona, bo zdarza się myśliwym łamać prawo i podstawowe zasady prowadzenia polowania, a konsekwencje tego są niestety często tragiczne.
Nie będę komentować bieżących wydarzeń. Chciałbym napisać parę słów refleksji o dyskusji toczącej się nad myślistwem.
To w jaki sposób przeciwnicy i zwolennicy polowań prowadzą ze sobą debatę jest doskonałym przykładem na to jak to robić, żeby niczego nie osiągnąć, no może poza okopaniem się we własnych poglądach i umocnieniem swojej pozycji w grupie myślących podobnie.
Jak w każdej publicznej dyskusji, najbardziej słyszalne są głosy skrajne i to one nadają jej ton. Skrajność ta wynika moim zdaniem z braku zrozumienia / akceptacji tego, że w pewnych kwestiach różni ludzie miewają diametralnie różne poglądy, mają do tego prawo i podejmowanie wysiłku w celu zmiany tych poglądów jest wysoce nieefektywne, w przeciwieństwie do próby wypracowaniu jakiejś formy kompromisu, nawet jeśli będzie on mało satysfakcjonujący. Wynika też z braku kompetencji, wybiórczym podejściu do faktów i udawaniu, że wszystko do faktów da się sprowadzić. Dotkliwym przejawem tej skrajność są personalne ataki.
Głosów stonowanych (nie mylić ze stonowanymi poglądami) nie słychać zbytnio w medialnym szumie. Szkoda, bo jestem przekonany, że takowe istnieją, ale się zdecydowanie nie przebijają.
Chciałbym poradzić wszystkim, którzy dyskutują o myślistwie, żeby podeszli krytycznie do swoich poglądów. Nie po to, żeby się tych poglądów pozbyć, czy je zmienić, ale po to, żeby zobaczyć, że się je ma, że wynikają z wielu rzeczy (np. doświadczeń życiowych, czy kręgu kulturowego z którego się ktoś wywodzi), i że wpływają na wiele rzeczy (np. na to co uważamy za dobre, a co uważamy za złe). Nie mamy takich samych poglądów, nie musimy takich samych mieć, ale są one dla nas ważne i warto to uszanować. Warto spróbować, w miarę możliwości bez oceniania, zrozumieć poglądy innych, zastanowić się nad ich atrakcyjnością oraz zaakceptować ich odmienność (co nie jest równoznaczne z zaakceptowaniem ich samych).
Proponowałbym też, żeby wszyscy dyskutanci spojrzeli krytycznie na swoją wiedzę. Nie odmawiam jej nikomu, ale warto, żeby każdy założył, że gdzieś wokół niego są osoby, które na pewien konkretny temat mają wiedzy więcej lub inną i mogą też przy tym mieć inne poglądy. Nie są mądrzejsi, nawet jeśli ich nazwiska poprzedzają tytuły. Mają po prostu wiedzę. Co ważne, ich wiedza nie jest absolutna i ją też należy traktować krytycznie, bo wiedza nie chroni przed błędami. Fakty płynące z różnych źródeł warto zestawiać, kwestionować, konfrontować z opiniami oraz o nich dyskutować, wszystko w miarę możliwości merytorycznie i logicznie, uwzględniając przy tym też kwestie etyczne i pragmatyczne. Warto pamiętać przy tym, że dane w czasie ulegają zmianie, metodologia ich zbierania ma ogromny wpływ na to co reprezentują, często dają niepełny obraz rzeczywistości, oraz można je interpretować w rozmaity sposób i to całkowicie normalne.
Warto zachować w dyskutowaniu kulturę i powściągliwość. Nie rzucać obelgami, nie insynuować, nie otwierać ust tylko dlatego, że emocje nam to sugerują. Nie ma niczego złego w posiadaniu emocji, w motywowaniu się emocjami, w wyrażaniu emocji, ale opieranie dyskusji tylko na nich ma kiepskie skutki.
Wprowadzenie powyższych w życie na pewno nie jest łatwe, nie jest też przyjemne, ale bez tego dyskusja jest kompletnie jałowa. W takiej sytuacji jedynym sposobem na wprowadzenie zmian (lub ich nie wprowadzenie) jest siła. Niestety siła zazwyczaj spotka się z kontrą, również w postaci siły. Rozporządzenia są wydawane, a potem odwoływane lub ich treść diametralnie zmieniana. Ustawy są przygotowywane, a potem uwalane. Niekończący się chocholi taniec. Można chyba inaczej.
Addendum.
Szkolę psy gundog-i, czyli psy , których używa się w trakcie polowania na zwierzynę drobną, głównie ptactwo. Nie jest to mój zawód, ale czerpię z tego przyjemność i korzyści, również finansowe, bo organizuje odpłatne treningi. Nie są to poważne kwoty, bo robię to tylko po to, żeby finansowo wspomóc się w utrzymaniu swoich psów oraz zarobić na treningi z nimi. 99,9% mojej pracy z psami odbywa się na sztucznych aportach. Zdarza mi się pracować również na zwierzynie martwej, co wynika ze specyfiki testów którym poddawane są moje psy. Nie przepadam za tym specjalnie, bo to marnotrawstwo żywności. Mam dosyć pozytywne odczucia w związku z tym, że w niektórych krajach odchodzi się od organizowania testów na zwierzynie na rzecz sztucznych aportów.
Nie jestem myśliwym. Na polowaniach bywam niezmiernie rzadko, ale lubię pracować z psami w ich czasie, bo psom sprawia to ogromną przyjemność. Gdybym mieszkał w Wielkiej Brytanii albo którymś z krajów skandynawskich prawdopodobnie w polowaniach brałbym udział częściej, prawdopodobnie również zostałbym myśliwym polującym na ptactwo, ze względu na pracę psów właśnie i otoczkę kulturową. Polowanie dla trofeów albo fotki z upolowaną zwierzyną, to totalnie nie mój świat. Jeśli ktoś sensowny zaproponowałby mi i moim psom uczestnictwo w polowaniu na kaczki / bażanta / gęś, to chętnie bym się zgodził. Gdyby to było polowanie na dzika / jelenia raczej nie, ale może dla towarzystwa albo mięsa tak. Gdybym miał natomiast brać udział w polowaniu na wilka / słonia zdecydowanie bym odmówił, niezależnie od tego, kto by to proponował. Nie dlatego, że uważam, że jedne zwierzęta są lepsze / gorsze od innych, ale dlatego, że mam akurat taką wrażliwość (lub jej brak, jak kto woli).
Mam poglądy dosyć lewicowe, zarówno w kwestiach ekonomicznych, jak i społecznych. Mam sporo szacunku dla przyrody i krytycznie patrzę na to jak ją traktujemy. W swoich osobistych wyborach staram się zawsze wziąć pod uwagę to jaki wpływ będą miały na otaczający mnie świat. Rozumiem przy tym, że to często skomplikowane kwestie i najczęściej wybór jest pomiędzy jednym szarym, a innym, zamiast pomiędzy czarnym, a białym. Jeżdżę dieslem, ale jeśli to możliwe wybieram transport publiczny, albo jeszcze chętniej poruszanie się na pieszo lub rowerem. Konsumentem jestem bardzo oszczędnym, kupuję rzeczy potrzebne i wykorzystuję je na maksa. Piszę teraz na ponaddziesięcioletnim Mac-u, obok leży pięcioletni iPhone, na sobie mam ponad pięcioletnie portki i t-shirt Patagonii. Jeśli mogę kupić coś lokalnie, co ma mniejszy negatywny wpływ na przyrodę, to robię to płacąc więcej. Rozumiem przy tym, że wpływ indywidualnego konsumenta na to co się dzieje w planetą w porównaniu z wpływem wielkich korporacji jest mało istotny.
Przez pewien czas starałem się jeść wegetariańsko, ale to był epizod w moim życiu. Produkty odzwierzęce spożywam świadomie w umiarkowanej ilości. Moje główne źródło białka to jaja kurze i nabiał. Zjadam trochę wieprzowiny, głównie w postaci wędlin albo mięsa mielonego w spaghetti bolonese, które uwielbiają moje dzieci, oraz ryby. Kurczaka jem mało, wołowina to w moim menu rzadkość, chociaż mi smakuje. Lubię kuchnię indyjską, japońską, koreańską oraz włoską, szczególnie te mniej mięsne dania. Przemysłową hodowlę zwierząt uważam za zło i to jest dla mój główny powód ograniczania spożywania mięsa. Chciałbym, żeby ten sektor przemysłu spożywczego uległ zasadniczej zmianie, ale nie angażuje się w działania na rzecz tego poza podejmowaniem decyzji w trakcie głosowania na polityków. Nie traktuje jedzenia mięsa jako czegoś złego, przy czym uważam, że ludzie w krajach tzw. rozwiniętych generalnie spożywają go za dużo, nie tylko mięsa z resztą. Mam pogląd, że z każdym spożytym przeze mnie posiłkiem związana jest śmierć jakiś istot żywych, niezależnie czy jem steka, czy też bibimpap. Moje psy jedzą mięso i na dietę wege nigdy z własnej woli ich nie przerzucę. Jadłem mięso psa.